Na Mysiej Wyspie zjadłem przepysznego dorsza i chodziłem po nadmorskim piasku. Nie byłem jednak nad morzem, lecz w Szczecinku. Wraz z przedstawicielkami Szczecineckiej Lokalnej Organizacji Turystycznej dopłynąłem na Mysią Wyspę motorówką, ale można tu również dopłynąć stateczkami floty jeziornej opływającymi jezioro Trzesiecko. „Księżna Jadwiga” lub „Bayern” regularnie kursują wokół jeziora zatrzymując się w siedmiu miejscach, a przy Wyspie Mysiej  jest okazja do zejścia z pokładu na czas piętnastominutowego postoju, a można nawet poczekać na kolejny rejs, bo stateczki  startują co godzinę. Nie jest to jednak wyspa, na co mylnie wskazywałaby nazwa… Można tu bowiem także dojechać autem lub rowerem, a nawet dobiec, gdyż wokół jeziora jest specjalnie wytyczona ścieżka o długości ok. 15 km. 

 

   Miejsce to jest bardzo atrakcyjne do wypoczynku, dostępne są tu wszelkie atrybuty wyspy w tropikach, jak rozbudowany pomost, nadmorski piasek z Łeby, leżaki i parasole plażowe, niewielki drewniany budynek restauracji, a wreszcie przygotowane jest miejsce z płonącym non-stop ogniskiem. Słychać tu wyłącznie dźwięki natury, bo w tym miejscu nie dopuszcza się żadnych innych źródeł muzyki mechanicznej, z wyjątkiem czasami organizowanych występów muzycznych. Jednym słowem, turystyczny raj. 

 

     – Perełką Szczecinka jednak jest – z zadowoleniem podkreśla Katarzyna Kucaba, reprezentująca SzLOT – wyciąg do nart wodnych, jeden z najdłuższych w Europie, bo ma długość 1100 metrów samej linki wyciągu, a  slalomem możemy przepłynąć i dwa kilometry za jednym okrążeniem wokół pięciu masztów. Wykonując kilka okrążeń pokonamy więc nawet 20 km. Jest tylko jeden niewiele dłuższy wyciąg na Florydzie.

 

  WakePark Szczecinek oferuje kompletny zestaw niezbędnego sprzętu wraz z instruktażem dla osób chcących pierwszy raz spróbować zabawy na wyciągu. Instruktor dobierze na miejscu zarówno kamizelkę, jak i kask i narty lub deskę do wakeboardingu. Można także wykupić krótką lekcję z instruktorem – co jest polecane, bo to sport techniczny. 

 

  Ogromne jezioro daje wiele możliwości korzystania nie tylko z wyciągu do nart wodnych, ale można także wypożyczyć rower wodny czy kajak, skorzystać z miejskiej plaży wraz z zapleczem gastronomicznym, spacerować na rozbudowanym pomoście, skąd doskonale widać zmagania adeptów wakeboardingu na wodnych przeszkodach. W drugiej części jeziora Trzesiecko, gdzie jest spokojnie i cicho, czeka niewielka przystań dla wędkarzy. Można tu też wypożyczyć łódkę i wypłynąć na jezioro by łowić ryby, których tu nie brakuje, bo miasto co roku zarybia jezioro narybkiem za około 100 tysięcy złotych.

 

  Po wodnych emocjach nadszedł czas na lody, a więc ruszyliśmy na szczecinecki deptak. Michał Pianowski prowadzi tu nie tylko lodziarnię Dolce Vita, ale także cukiernię Oskarek, gdzie można kupić te same lody. Zaczynał w cukierni przejętej po swoim tacie, a w 2012 roku ruszył ze sprzedażą własnych lodów. 

 

– Staram się używać, jak najmniej past smakowych, bo lepiej i zdrowiej jest samemu zrobić smak z naturalnych produktów – mówi pan Michał. – Jednak nie da się uzyskać niektórych kolorów, choćby niebieskie lody nazywane Smerf, za którymi przepadają dzieci, to efekt dodania do bazy lodowej specjalnych włoskich past, co pozwala uzyskać niezwykły kolor i smak. W pełni naturalnymi są  lody owocowe, bo 60% ich składu to właśnie owoce. 

  

   Rok temu, będąc na targach w Mediolanie, nawiązał kontakt z firmą, oferującą nowy rodzaj lodów – dopiero wchodzą na polski rynek. Mają elastyczną strukturę, gdyż nie są w końcowym etapie mrożone  szokowo, ale sprzedawane bezpośrednio z maszyn, w których są kręcone i chłodzone. Na razie oferuje jedynie dwa smaki w tej formie. Lody sprzedawane w witrynach chłodniczych wymagają przed wystawieniem szokowego zmrożenia, a kręcone na bieżąco nie muszą być temu poddane – dlatego ich konsystencja jest inna, mniej zmrożona. 

 

  Pan Michał wszystko robi sam, jest więc – jak podkreśla – najbardziej zapracowanym człowiekiem w Szczecinku, gdyż prowadzi jednocześnie cukiernie, w której zatrudnia przy produkcji pracowników i lodziarnie, do których lody sam przygotowuje. Dzięki temu ma zapewniony dobry i stały smak oraz lepszą wydajność, bowiem produkcja lodów wymaga najwięcej pracy i nie ma czasu nawet by usiąść. Najczęściej kupowanym smakiem są właśnie niebieskie lody Smerf, ale także krówka, snickers oraz miętowe. 

 

  Na koniec rozmowy zjedliśmy porcje lodów… i ruszyłem dalej. Czekał bowiem już na mnie Ireneusz Markanicz, dyrektor Muzeum Regionalnego. Długo opowiadał mi ciekawe historie, ale gdy wspomniał, że w Szczecinku żył i prowadził prace archeologiczne odpowiednik Indiany Jonesa, to wiedzieliśmy, że to jest to. Na takie miano zasługuje pruski wojskowy Friedrich Wilhelm Kasicki, który w 1863 roku wydał w Berlinie znakomite dzieło o łamaniu kodów. Niestety ta analiza dopiero po jego śmierci stała się znaczącą pracą w kryptografii. Za życia autora nie wzbudziła zainteresowania, a Kasicki zawiedziony tym zajął się archeologią właśnie tutaj, w Szczecinku. 

 

  – Amator archeologii, Kasicki, rozpoczął tu pierwsze prace archeologiczne na niespotykaną skalę – mówi dyrektor Markanicz – a efekt swojej pracy pokazał mieszkańcom Szczecinka w miejskiej zbrojowni. Okazało się wówczas, po przekopaniu okolicznych  grodzisk i kurhanów, że zanim przybyli tu osadnicy z głębi Niemiec, byli tu Słowianie. Zresztą na tych ziemiach było bardzo dużo różnych innych kultur. W czasach pruskich nie była to informacja chętnie przyjmowana i nie budziła zainteresowania lokalnych władz.  Później kolekcja Kasickiego trafiła do Szczecina, a stamtąd do Berlina, gdzie stała się zaczątkiem muzeum etnograficznego. 

 

  Dyrektor Markanicz ma ogromne plany związane z tym zbiorem. Chce nawiązać współpracę z berlińskim muzeum, by pokazać mieszkańcom odkrycia jakich na tym terenie dokonał wówczas szczecinczanin. Miasto jest nadal rajem dla archeologów, bo jest tu wiele miejsc jeszcze nieodkrytych. Choćby znaleziona w podszczecineckim jeziorze kamienna postać Belbuka, bożka Pomorzan. Teraz stoi przy wejściu do muzeum. W zeszłym roku mieszkańcy Szczecinka przekazali do muzeum znalezione tu dwie dirhamy – srebrne monety arabskie, świadczące o tym, że musieli na tym terenie pojawiać się Wikingowie prowadzący handel z kalifatem. Zapewne jest jeszcze wiele do odkrycia…

 

   Tego dnia  ja odkryłem Szczecinek, jako miasto, gdzie można miło i aktywnie spędzić czas w towarzystwie przemiłych ludzi. Następnym razem na pewno spróbuję jazdy na nartach wodnych! 

 

 

Zdjęcia i tekst autorstwa Jarosława Gaszyńskiego