Najpierw zaprowadzili nas do latryny, gdzie kilka osób musiało sprzątać, potem na placu przeszliśmy musztrę, a wszystko przy krzykach pruskich wojaków i huku wystrzałów armatnich! Nie było możliwości ucieczki przed… zwiedzaniem uczestniczącym Fortu Gerharda w Świnoujściu. Przewodnicy oprowadzają zwiedzających, niczym rekrutów, po umocnieniach XIX-wiecznego nadbrzeżnego fortu, przebrani w mundury pruskich wojaków ? pokrzykując i wydając rozkazy, ale także szczegółowo opowiadając historię. Rekruci wykonują zadania, które ówcześnie musieli robić wojskowi, by pobrać ze zbrojowni amunicję, a później przetransportować naboje do ogromnego działa i je wystrzelić. Warto przeżyć to szkolenie, by zobaczyć pomieszczenia, podziemia, zbrojownie i usłyszeć związane z nimi historie czy legendy, a na koniec ujrzeć unikatowe zbiory uzbrojenia, umundurowania i sprzętu wojskowego.

 

– Mamy tutaj na samym wejściu do fortów armatę z pełnym wyposażeniem. To jedyna taka armata na świecie – wyznaje Piotr Piwowarczyk, właściciel Muzeum Obrony Świnoujścia. – Jest tu stanowisko Pantherturm, wykopane w szczecińskich Podjuchach, na świecie są dwa takie egzemplarze. Szczególnym eksponatem jest armata PAW 600, do dzisiaj zachowały się tylko trzy takie, a w Europie to jedyna i znajduje się właśnie u nas. Wyprodukowano wówczas ok. 260 sztuk. Było to działo o zasięgu do 1 kilometra, którego pociski przebijały pancerz o grubości 20 cm.

 

Niektórzy zwiedzający zjawiają się tu regularnie od 2001 roku i jak twierdzą, zawsze odkrywają coś nowego. Spotkałem małżeństwo z Wrocławia – od 2002 meldują się tutaj co roku. Jak przyznaje Pan Piotr, stara się by przybywało eksponatów, a także przeprowadza rewaloryzację kolejnych pomieszczeń. Również sposób prezentacji, za sprawą studentów przebranych w wojskowe uniformy pruskich wojaków, przysparza wiele uśmiechu ? tym bardziej, że szkolenie zwiedzających trwa prawie 1,5 godziny. To oprócz dawki historii jest też dobra zabawa, bo turyści muszą wykonywać różne ćwiczenia i tańczyć jak im ?podły żołdak? zagra.

 

Po takiej dawce wojskowej musztry poszliśmy z Martyną Napart, ze Świnoujskiej Organizacji Turystycznej, na lody. Lodziarnia Kaai mieści się na osiedlu domków jednorodzinnych. Przy posesji ujrzałem ladę chłodniczą z lodami, umieszczoną w dużym koszu plażowym, a obok skryte między drzewkami stoliki. Wprawdzie sprzedają tutaj swoje lody od roku, ale już od 1993 Zbyszek Siwa prowadził na promenadzie kultowy lokal Keja. Przychodzili tam stali bywalcy, ale niestety po 20 latach miasto zdecydowało się sprzedać teren i wówczas ograniczyli się jedynie do produkcji. W tym roku znowu otworzyli lodziarnię. Wszystko robią sami – Zbyszek z synem Rafałem. W tej chwili w Świnoujściu można kupić ich lody na promenadzie w kawiarni „El Papa – Cafe Hemingway” i właśnie tutaj, na miejscu produkcji, przy ich posesji. 

 

– Od kilkunastu lat sami szukamy odpowiednich naturalnych składników, tak by smak był wyjątkowy – zachwala Zbyszek Siwa. – Wybieramy tylko najlepsze produkty, a potem sami z tego robimy esencję, którą dodajemy do bazy lodowej. Teraz oferujemy wyjątkowe smaki: róży z płatków róży, mamy też sosnę, chałwę, sezam czy orzech. Sami wszystko przygotowujemy, a jest to bardzo pracochłonne, lecz uzyskujemy efekt wart tej pracy.

 

– W tym roku polecam wyjątkowe lody sosnowe – dodaje Rafał Siwa – z młodych zielonych szyszek, które rozcieramy na zimno, bo nie można tego robić na gorąco, przygotowujemy dżem. Następnie na wiosnę zbieramy pędy sosny, które po umyciu i pokrojeniu zasypujemy cukrem – leżakowały kilka miesięcy i teraz mamy z tych produktów lody o smaku sosny. Nie robimy przetworów na zapas, ale mrozimy owoce, by użyć ich dopiero po sezonie, jako produktu do przyrządzenia smaku. Przetwory, które mielibyśmy przechowywać wymagają innego przyrządzenia, traci się wtedy oryginalny smak owoców. 

 

Jako pierwsi w zeszłym roku wprowadzili sprzedaż lodów w słoikach – okazało się, że jest na to bardzo duże zapotrzebowanie. Po sezonie rozwożą je do różnych miejsc, jeżeli w internecie zbiorą odpowiednią ilość zamówień. Swoje produkty wożą do Krakowa, Katowic, Szczecina, ale także do Berlina. Door to door.

 

– Chcemy zbudować markę „Kaai – lody z wyspy”, dlatego nie oszczędzamy na produktach, dbamy o jakość. Litr naszych lodów waży 950 gramów – nie sprzedajemy powietrza – podkreślają obaj. 

 

Po pożywnych i smakowitych lodach poszliśmy na spacer na plażę. Wybraliśmy jednak specjalne miejsce, bo przy falochronie z wiatrakiem. Stawa Młyny jest jednym z najbardziej charakterystycznych miejsc w Świnoujściu, a także zwycięzcą plebiscytu Pomorze Zachodnie Romantycznie. Jest tu płytko i wiatr nie wywołuje zbyt dużej fali, co stwarza doskonałe warunki do kitesurfingu, ale także windsurfingu.

 

– Nie jest to sport siłowy, ale techniczny – zaznacza Wojtek z KiteJunkies. – Każdy może spróbować. Odważni mogą skorzystać najpierw ze szkolenia, a potem możemy wypożyczyć odpowiedni sprzęt. Oferujemy także świetne warunki do chilloutu – każdy może usiąść na leżaczku i popatrzeć. Przy wietrze północno-wschodnim plaża nagrzewa się w słońcu, wówczas powstają idealne warunki, jak na Hawajach, tworzą się dodatkowe prądy powietrzne. Wtedy mamy naprawdę najlepsze miejsce do kitesurfingu w Polsce. 

 

 Spotkałem młodego chłopaka ze Świnoujścia. Mario to student AWF, który w pierwszym roku działalności KiteJunkies nauczył się tutaj kitesurfingu i teraz w piątym sezonie pływa jako instruktor. W tym roku odbędą się pierwsze zawody, ale trudno jest przewidzieć dobrą pogodę – dlatego niełatwo wyznaczyć datę zawodów. Jest to raczej skrzykiwanie się, gdy zapowiada się dobra pogoda. Zawody odbywają się w formacie race, polegającym na tym, że zawodnicy startują z plaży, żeby opłynąć na czas wyznaczone boje. Jednak, jak podkreśla Wojtek, proponują tutaj nie tylko kite. Stawiają na sport i rekreacje, aktywny wypoczynek, oferują windsurfing, deski SUP, kajaki i zajęcia dla dzieci, czyli „SurfPrzedszkole”, gdzie dzieci uczą się pływania na deskach lub uczestniczą tylko w zabawach na plaży. 

 

Właśnie w tym miejscu, przy wiatraku w Świnoujściu, 10 września szykuje się jeszcze jedna atrakcja. Odegrana zostanie rekonstrukcja działań wojennych. Tym razem, bo to już po raz szósty – przedstawią historię, która się nie wydarzyła, ale mogła się wydarzyć – „Operację nie do pomyślenia”. Tuż po zakończeniu II wojny światowej planowany był bowiem atak Anglików na Sowietów, ale nigdy nie został zrealizowany. Do pokazów zaangażowane będą zarówno czołgi, okręty marynarki wojennej – kutry desantowe, jak i spadochroniarze – specjalne jednostki Grom, które wykonają tajną misję. ? Będzie to duże widowisko z pirotechniką – wybuchami, których gorący powiew na twarzy poczują widzowie – o czym z pasją opowiada Piotr Piwowarczyk, prezes Świnoujskiej Organizacji Turystycznej, która jest  organizatorem tego wydarzenia. . Warto w te dni „Święta twierdzy” przyjechać do Świnoujścia, bo oprócz rekonstrukcji działań, odbędzie się także przejazd przez miasto pojazdów militarnych, co zawsze budzi wielkie emocje i zainteresowanie. Poprzedniego roku film z nagraniem pojazdu Pantera poruszającym się na promie wśród cywilnych pojazdów, zdobył w internecie 300 tysięcy like?ów oraz 57 tysięcy udostępnień.

Nie wiem jak Wy, ale ja już zapowiedziałem swoją wizytę w Świnoujściu, bo będzie to okazja do zrobienia niezwykłych zdjęć. Wstęp jest bezpłatny, a wyznaczone miejsca dla widzów gwarantują zobaczenie wszystkich efektów i działań!

Zdjęcia i tekst autorstwa Jarosława Gaszyńskiego