Koń we Frajdzie

? To jaka jest historia tego miejsca? ? zapytałam Irminę, która pracuje tu już dwanaście lat. Pochodzi z Białej Podlaskiej, a przywiodło ją tu, do Czarnocina. Chciała pracować we Frajdzie ? Szkole Aktywnego Wypoczynku.
? To może opowiedz jej o Niemcach ? Irmina zwróciła się do Magdy, właścicielki, pomysłodawczyni i założycielki szkoły.
? To może potem całą historię opowiem, bo jest ich kilka.
Czekałam więc na opowieść. Czekałam też na konia.***
– Siux. Ma na imię Siux ? powiedziała Basia, czyszcząc z wprawą mojego ?rumaka?. ? Zaczekaj ze zdjęciami aż skończę ? poprosiła. ? Taki brudny jest.
Wcale nie był, ale zaczekałam.
Potem, gdy Siux był już gotowy, bym na niego wsiadła, Basia poszła po kask. Nie jest konieczne by go zakładać, ale wolałam (w końcu tak ładniej i bardziej profesjonalnie na zdjęciach się wychodzi 🙂 ). Na koniu jeździłam ostatni raz w zeszłym roku (w końcu po wielu próbach znalezienia konia, o mojej przygodzie konnej w Meksyku można przeczytać TUTAJ). Wsiadłam jednak pewnie. Koni się nie boję, ale jeździć nie potrafię kompletnie. Szło mi jednak nie najgorzej. Siux był spokojny. Wyglądał też trochę na zmęczonego.

Jazda konna
? Jest teraz po sezonie, więc faktycznie jest zmęczony. ? Potwierdziła Basia. ? Ale ogólnie one są takie spokojne, dlatego najczęściej pracują z dziećmi.
Byłam więc na dobrym grzbiecie i w dobrych rękach. Basia jeździ konno od 8 roku życia, a więc prawie szesnaście lat. Tłumaczyła więc dokładnie i cierpliwie, co i jak powinnam robić. Siux za to niekoniecznie chciał mnie słuchać, gdy kazałam mu iść. Skręcał w prawo, gdy chciałam żeby skręcił w lewo (może ma taki problem z lateralizacją jak większość kobiet? Ale przecież to koń jest, nie klacz! Sama już nie wiem.)
Potem trafiłam w kolejne dobre ręce. Ręce Pawła, instruktora windsurfingu i SUP-u (Stand Up Paddle). Oba sporty już jakiś czas temu poznałam. SUP wydawał mi się potwornie nudny, ale w towarzystwie wesołego pasjonata, jakim jest Paweł, nawet pływanie na dmuchanej desce z wiosłem okazało się niezła zabawą. Jednak i tu sprawdziła się zasada, że najważniejsi są ludzie. A zwłaszcza tacy na odpowiednim stanowisku. Po raz pierwszy tak dokładnie ktoś wyjaśnił mi jak powinno się uprawiać windsurfing i nawet udało mi się złapać wiatr w żagiel. A w wodzie wylądowałam zaledwie dwa razy. Zresztą to żaden problem, bo miejsce do nauki w Czarnocinie jest świetne. Około kilometr w głąb Zalewu jest płytko. Woda sięga zaledwie kolan, więc szansa na podtopienie (a tego bałam się najbardziej) była mało realna.
? Ten Czarnocin i Frajda coś w sobie mają ? stwierdziłam, gdy okazało się, że Irmina i Paweł znają się jeszcze ze studiów w Białej Podlaskiej. Nie przyjechali tu jednak razem, spotkali się przypadkowo. Każde z nich zauroczyło się tym miejscem.

windsurfing na plaży w Czarnocinie
Nic dziwnego. Ja też szybko znalazłam się pod jego urokiem. A może nawet nie tylko samego miejsca, ale ludzi, którzy to miejsce tworzą. To nie jest hotel czy baza noclegowa. Pani Magda broni się zresztą przed takimi określeniami. Nigdy nie chciała takiego miejsca tworzyć. To miejsce głównie przeznaczone jest dla dzieci i młodzieży, dla których tworzone są specjalne programy, ale pani Magda myśli już o czymś więcej, o stworzeniu kolejnych programów w okresach jesienno-zimowych dla dorosłych, którzy mogliby rozwijać swoje pasje. Na tyle, na ile udało mi się poznać Magdę, wiem, że cel na pewno zostanie zrealizowany. I to zapewne już niedługo. I mam nadzieję, że będę miała szansę wziąć udział w jego realizacji, bo już dziś wiem, że to nie ostatnia moja wizyta w tym miejscu.

koniki polskie
I na końcu trafiłam w ręce dr Małgorzaty Torbé (nie, nie jestem chora), która opowiedziała różne ciekawe historie wiążące się z Parkiem Natury Zalewu Szczecińskiego. Zaprowadziła nas do Koników Polskich, które żyją na tym terenie i krów rasy Scottish Highland. Te drugie okazują się być bardzo starą rasą krów, która prawdopodobnie żyła na terenach nadzalewowych już ponad 1000 lat temu. Mnie przede wszystkim zafrapował ich wygląd. Te najmniejsze wyglądały momentami z daleka jak kudłate psy.
? Niektórzy porównują je do Alfa ? powiedziała pani Małgorzata.
Stwierdziłam, że to porównanie nie jest bezzasadne.

szkockie krowy
***
? No więc jaka jest historia? ? Pytanie zadałam po raz drugi. ? Słyszałam coś o szkole Hitlerjugend.
Magda zaczęła się śmiać. ? Kiedyś stwierdziliśmy, że jeśli jakieś miejsce nie ma historii, to trzeba ją wymyślić. A my długo szukaliśmy początków tego miejsca. I nie mogliśmy znaleźć. Doszliśmy więc do wniosku, kiedyś siedząc przy ognisku, że ten budynek idealnie na taką szkołę musiał się nadawać, a że jego początki sięgają czasów niemieckich, pasowało jak ulał. Historia poszła w eter. Magda jeszcze próbowała naprostowywać ją, ale z czasem przestała i tak zrodziła się legenda, która żyje teraz własnym życiem, a mieszkańcy starego i niezwykle klimatycznego oraz urządzonego z gustem budynku, swoim.
Coś w tym miejscu jest. Bez wątpienia. To miejsce z duszą. Jego zaś sercem są ludzie, którzy w nim żyją.