Na jednej z wysp
Wybiegłam na zewnątrz karczmy. Wystarczył jeden rzut oka na otoczenie, bym biegiem wróciła do pokoju ? Na zewnątrz jest tak pięknie! ? Rzuciłam przepraszająco do Asi, która zaspana musiała wstać i otworzyć mi drzwi. Była 6.30.
Karczma Rybaczówka, która nas gościła w swoich progach, z rana pokazała mi swoje chyba najpiękniejsze oblicze. Już po południu, gdy dojechałyśmy było widać, że miejsce jest świetnie położone, tuż na brzegu Wstecznej Delty Świny, z tarasem widokowym i estetycznie urządzonymi pokojami, ale to, co zastałam rano, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Z tarasu rozciągał się widok na skąpaną we mgle deltę, która wyglądała jakby żywcem została wyjęta z baśni. Na niebie zaczęły przebijać delikatnie pomarańcze i róże. Nad głowa przeleciała mi czapla. Kaczki zanurzały główki w ciemną jeszcze taflę wody w poszukiwaniu jedzenia. Wspięłam się na wieżę widokową, która stoi obok Rybaczówki. Wpatrywałam się w dal. Wokół cisza, spokój i piękna natura. To zapewnia cała okolica najmniejszej wyspy Świnoujścia ? Karsibór (14 km2). Niebywale urokliwe miejsce, o czym przekonałyśmy się po zaledwie kilku już kilometrach wycieczki rowerowej, którą urządziłyśmy sobie z rana. Bliskość wody i natury, jeśli ktoś tego szuka, to miejsce jest idealne.
Cieszyłam się jak dziecko na rowerze, bo to dla mnie najlepsza metoda na poznawanie miejsca. Znacznie lepsza niż pływanie po wodzie, ale w sumie zobaczenie pewnych miejsc z innej nieco perspektywy, perspektywy wodnej to dobry pomysł, zwłaszcza że pływanie rozlewiskami Świny, między innymi wyspami, możliwość obserwacji niezwykle różnorodnego ptactwa w tej okolicy to duża frajda dla każdego, kto choć trochę interesuje się ptakami, no i oczywiście dla fotografów (czytałam, że żyje tu ok 150 gatunków ptaków). Rybaczówka oferuje rejsy katamaranem po rozlewiskach, z czego z gorliwością skorzystałyśmy. Prawie dwugodzinny leniwy rejs pozwala się zrelaksować, zwłaszcza jeśli pogoda jest tak piękna, jaka trafiła nam się dzisiejszego dnia.
? Jak pani poprowadzi katamaran, to dostanie pani certyfikat pełnienia wachty na statku. ? Kapitan ewidentnie chciał się pozbyć steru. ? To prowadzi się jak samochód ? Zapewniał.
Wcześniej już sterem machałam i wcale nie byłam przekonana, że dokładnie tak samo, bo samochód reaguje od razu np. na skręcanie, a katamaran z opóźnieniem. Nie mając więc wyczucia, nie było to wcale takie łatwe, by odpowiednio nakierować katamaran na cel. Certyfikat jednak dostałam, przyjmując morskie imię: PIRANIA, które sama sobie wybrałam (strzeżcie się! =D)
***
? No dobra, tylko co ja o tym napiszę? ? Już zawczasu martwiłam się.
W planach miałyśmy zakontraktowaną wizytę w Gazoporcie. Atrakcja wydawała mi się średnia, choć mój mąż przekonywał mnie, że niezła okazja mi się trafiła, ponieważ nie każdy ma szansę do Gazoportu wejść. No, dobra. Zobaczymy, myślałam, ale byłam dość mocno do pomysłu zdystansowana. Na wejściu czekała na nas Ania Starosta Specjalistka ds. PR i Komunikacji Polskie LNG S.A z Biura Komunikacji Korporacyjnej oraz przepustki.
Konieczny był tylko dowód, spisanie danych, wydanie odpowiednich dokumentów, również dla samochodu. Potem pouczenie o zasadach, czyli jak należy parkować samochody (zawsze tyłem) i że na terenie obowiązuje odpowiedni strój: kask, okulary, rękawice, kamizelka odblaskowa i ciężkie obuwie. W taki też strój zostałyśmy wyposażone. Wyglądałyśmy z Aśką zawodowo.
Nie kryłam przed Anią swoich obaw, ale jej entuzjazm, sposób, w jaki przekazywała nam wiedzę o Terminalu LNG, jej zaangażowanie, szybko te moje obawy rozwiały.
Zanim przyjechałam do gazoportu właściwie nie miałam zielonego pojęcia, z czym się to je (cóż, nazwijcie mnie ignorantką, jeśli chcecie, ale od dziś już nią nie jestem).
Najpierw Ania zawiozła nas na wieżę trapową, czyli miejsce, w którym załoga będzie schodzić ze statków, a właściwie metanowców, przewożących gaz, a potem na platformę rozładunkową, która mieści się na trzykilometrowym falochronie (najdłuższym na Bałtyku i w tej części Europy). Największe jednak wrażenie na mnie zrobiły dwa gigantyczne zbiorniki. Nie mogłyśmy jednak już w tej chwili wejść do środka. Za to mogłyśmy się na nie wspiąć. Po pokonaniu dwustu dwudziestu siedmiu schodków (liczyłyśmy, ale mogłyśmy gdzieś się pomylić) stanęłyśmy na górze. Przez chwilę zakręciło mi się w głowie. Nie dlatego, że mam lęk wysokości. Tu swoje robiła przestrzeń, którą trudno było ogarnąć.
? Każdy z tych zbiorników ma 160 tysięcy metrów sześciennych ? Poinformowała Ania. ? Przy tych dwóch tylko zbiornikach jesteśmy w stanie zapewnić1/3 rocznego zapotrzebowania na gaz w Polsce. Jeśli dojdzie do sfinalizowania trzeciego, to wówczas zapewnimy połowę.
Gazoport robił ogromne wrażenie. Sam też fakt, że jest to pierwszy w ogóle we wschodniej Europie terminal. Jeszcze większe wrażenie robiło na nas to, że wiedziałyśmy, iż nie każdy ma taką możliwość ? być w tym miejscu i stać na szczycie zbiorniku, w którym za rok znajdzie się kilkaset tysięcy metrów sześciennych płynnego gazu, który potem zostanie zamieniony w formę lotną i powiększy swoją objętość 600 razy.
Wiele osób pisze i dzwoni, pytając czy może pozwiedzać gazoport. To jednak nie takie proste. Ania opowiadała, że z okien swojego biura wciąż widzi zatrzymujące się na wzniesieniu samochody i ludzi robiących zdjęcia z oddali. Największą jednak atrakcją staną się pewnie metanowce, przewożące gaz.
? Mają 315 metrów długości, czyli są takiej długości jak trzy boiska piłkarskie ? tłumaczyła. ? I na jeden rzut mogą przewieźć 216 tysięcy metrów sześciennych gazu.
Niby nigdy mnie to specjalnie nie interesowało, ale i te liczby i potęga tego miejsca wywarły na mnie ogromne wrażenie. Choć przede wszystkim pewnie też fakt, że znalazłam się w gronie nielicznych, którzy mogli z zewnątrz zajrzeć do środka, bo nic nie cieszy tak jak atrakcja, do której nie są dopuszczane tłumy.
Atrakcja, która początkowo wydawał mi się wątpliwa, nagle okazała się jedną z najlepszych.
(Zdjęcia gazoportu zostały udostępnione przez Polskie LNG S.A.)
Pobyt w Świnoujściu obywa się dzięki wsparciu Polskie LNG S.A.
Gdzie byłam, z czego korzystałam
Katamaran ? rejs
Gazoport
Wyspa Skarbów
Nocleg i jedzenie: Rybaczówka
O miejscu, ze jest piękne już pisałam, ale muszę wspomnieć o jedzeniu. To, co uwielbiam najbardziej to oprócz smacznego jedzenia, estetykę jego podania, a tu w Rybaczówce dania są niemal małymi dziełami sztuki. Dzisiejszy krem z cukinii, z miętą i prażonymi migdałami był pyszny, ale najbardziej rewelacyjną rzeczą były lody buraczkowe, które są wymysłem i produktem karczmy. Rewelacja!